Ostatni mój wpis dotyczył wizyt architekta na budowie i nadzorowania realizacji projektu. A gdyby tak nieco zamienić role? Gdyby to klient wespół ze swoim architektem dom budowali? Myślicie, że wyszłoby coś z tego dobrego? To możliwe chyba tylko tam, gdzie wszystko jest postawione do góry nogami. Zapraszam kolejny raz do Australii.
Miejscowy rzeźbiarz postanowił wybudować dom w miejscu, gdzie miał warsztat w starym tartaku. A ten stał na terenie przemysłowym. Nie, nie takim ze stereotypowych zdjęć Górnego Śląska z hutami i kopalniami. Chociaż kopalnia kiedyś tu była, tyle że to kopalnia… złota.
Wspólnie z architektem postanowili, że priorytetem podczas budowy będzie wykorzystanie umiejętności samego klienta.
Projekt, niezbyt dokładny, powstał rok przed wejściem na budowę. Jego doprecyzowanie odbywało się już na gorąco na placu budowy, a architekt stanął obok swojego klienta w nietypowej dla siebie roli budowlańca. Zapał mieli ogromny.
Zacznijmy od przyjrzenia się projektowi. Jak wiemy, proste rozwiązania są najlepsze, a rzut tego domu to kwintesencja prostoty.
Widoczne poziome strefy na rysunku to (od dołu, południa):
– ściana prawie pozbawiona okien
– strefa magazynowo-techniczna
– jednoprzestrzenne wnętrze z możliwością oddzielenia sypialni i zielony dziedziniec
– drewniany taras i piaskownica.
Zapewne kojarzycie zasadę nie robienia okien od północy? Dlaczego tu jest odwrotnie?
No przecież tam chodzi się do góry nogami 😉 – wszystko musi być na odwrót! Na poważnie to w południe (jeśli chodzi o porę dnia) słońce jest na północy (jeśli chodzi o strony świata). Dlatego jasne i dobrze doświetlone pomieszczenia są właśnie od północy. A strona południowa to jak u nas północna. Co za tym idzie, gdy obserwujemy wędrówkę słońca na niebie, nie „idzie” ono od lewej do prawej jak u nas, a od prawej do lewej. Ale wciąż ze wschodu na zachód. Ciężko to sobie nawet wyobrazić…
Ale wracajmy do budowy. Ściany wybudowano z 270-ciu bloczków betonowych. Słowo bloczek nie do końca tu pasuje, bo jeden taki blok ważył tonę…
A to już ukończona elewacja!
Następnie na ścianach, także za pomocą dźwigu, postawiono stalowe belki. Ot cała konstrukcja… Potem już tylko szkło i drewno:
To co charakterystyczne dla tego domu, to wielkie otwierane fragmenty przeszklonych ścian. W salonie taka przesuwna ściana może całkowicie się schować i otworzyć dom na niemały taras i dalej, na otaczający krajobraz.
W sypialni mamy wielką szklaną ścianę otwierającą się na zielony, kameralny dziedziniec. Tą możemy po prostu otworzyć i obrócić:
Zwróćcie uwagę na wydzielenie sypialni. Po obróceniu tych fragmentów ścian staje się otwarta. Dzięki temu z części dziennej widzimy także zielony dziedziniec przypisany normalnie sypialni.
Nie tylko przeszklenia potrafią się ruszać. Także cała elewacja i fragment dachu. Takie rozwiązania pozwalają na reagowanie budynku na klimat, ale też na potrzeby mieszkańców: zmieniają zamknięte prywatne schronienie w pełni otwartą przestrzeń, element krajobrazu.
We wnętrzach nie znajdziecie ani grama płyty gipsowo kartonowej, tynku czy lakierowanych frontów. Te ostatnie są brązowe. Nie mam na myśli koloru ;).
Udało się?
Oto co ma do powiedzenia szczęśliwy inwestor:
„The Samill House gości naszą, młodą trzyosobową rodzinę, która może teraz żyć wygodnie i bezpiecznie w strefie przemysłowej.
Wielka, praktyczna weranda, ekrany i drzwi zmieniają przestrzeń dostosowując ją do różnych warunków klimatycznych i społecznych, co jest kluczowe dla naszej rodziny, która musi działać w zróżnicowanym, czasem ekstremalnym klimacie i tworzy całe spektrum scenariuszy naszego życia od prywatnego schronienia do ośrodka lokalnej społeczności.. Co ważne, obywatelski charakter projektu pozwala budynkowi funkcjonować także jako fantastycznego rodzaju biuro projektowe.”
Rezultat współpracy klienta i architekta chyba przerósł nawet ich oczekiwania. Architekci i inwestorzy na budowy! Jest tu jednak pewien haczyk: właściciel tego domu i jego architekt to rodzeni bracia.
Na koniec niespodzianka. Zapewne uwielbiacie serię „Wielkie Projekty”. Nie zobaczycie dziś Kevina McClouda, ale nie będziecie zawiedzeni, zapewniam! Zobaczcie ile pasji i radości zostało zaklętych w tych murach. To dom, z którego te emocje będą emanować już zawsze.
klient: Benjamin Gilbert: Agency of Sculpture
architekt: Chris Gilbert z pracowni Archier
zdjęcia: Ben Hosking
8 października 2015 at 19:19
Ten dom podoba mi się najbardziej ze wszystkich przedstawionych na tej stronie! Piękny. Najbardziej zachwyca mnie sypialnia. Chciałbym się w takiej codziennie budzić 🙂
9 października 2015 at 22:33
Chcieć to móc 😉
9 listopada 2015 at 15:26
Efekt genialny, ale jak zauważono…Architekt i właściciel domu to bracia. Podejrzewam, że w przypadku braku więzów krwi, efekt byłby znacznie gorszy.
9 sierpnia 2016 at 23:27
Jestem pierwszy raz u Ciebie na blogu i nie dokopałam się jeszcze do opisu dlaczego okna nie daje się od północy?
Możesz podać link do tego wpisu? –> dzięki:-)
Pierwszy raz w życiu będę budować dom 🙂 i właśnie starałam się unikać południa (duże okna / taras / okna dachowe), bo przecież teraz słońce nieźle grzeje w Polsce i zapowiadają się upały vs łagodne lato jakie mieliśmy od wielu lat.
Jestem ciekawa też, czy w swoich projektach zakładasz zmianę klimatu?