Pisałem już, że będę pokazywał tu domy niezwykłe? Wszystkie one robią na mnie niesamowite wrażenie, każdy ma w sobie to „coś”. Dodatkowo bardzo staram się, aby za każdym razem, gdy pokazuję Wam kolejny dom, to „coś” było czymś innym. Architektura jest sztuką użytkową. I zwykle w przypadku domu na ten drugi aspekt zwracamy największą uwagę. Dziś pokażę Wam czym w architekturze jest sztuka…
Jesteśmy w niewielkim belgijskim mieście Bilzen. Tam w ciasnej uliczce z tradycyjną zabudową wciśnięty został wąski trzykondygnacyjny dom. Ma zaledwie 5,2 metra szerokości i choćby z tego powodu mógłbym go tu opisać.
Ale dziś nie będziemy się zajmować tak przyziemnymi rzeczami :). Tylko spójrzcie:
Tak, to jest dom. Tak, na pewno ten, co się tak rzuca w oczy. Czyż nie wygląda jak abstrakcyjny obraz w tradycyjnym wnętrzu? Do tego jeszcze zmienia się w czasie. Inaczej wygląda w dzień, inaczej w nocy, inaczej gdy ktoś się tam pojawia. I jeszcze zmienia kolory:
No dobra, przyznaję, że te kolory to może już za dużo :). Ten dom tworzy spektakl. Zwyczajną i nudnawą uliczkę zamienił w galerię sztuki.
Budynek zaprojektował młody architekt Bassam El-Okeily we współpracy z Karlą Menten. Bassam ma dość specyficzne podejście do projektowania. Wydaje się, że głównym celem jego architektury jest wywoływanie emocji, a główny stosowany przez niego budulec to… cień i światło. Zajrzyjcie na jego stronę. Duszę poety czuć na kilometr (to poezja, a tej nie podejmę się tłumaczyć):
Jednak, jak to w architekturze, nie bawimy się w sztukę dla sztuki. Każde rozwiązanie jest przemyślane i ma swój sens, także użytkowy. Dom został wybudowany dla pary. Na najniższej kondygnacji poza wejściem i garażem znajduje się otwarta na ogród część dzienna. Na wyższej kondygnacji mamy część sypialną oraz bibliotekę pana domu z wewnętrznym „balkonem” skierowanym w stronę ulicy. Jeszcze wyżej znajduje się pracownia pani domu z podobnym „balkonem”. Balkony te wychodzą na rodzaj wewnętrznego atrium – nieregularnej przestrzeni, która dzięki cofnięciom stropów i ścian oraz całkowitym przeszkleniem elewacji wpuszcza do środka naturalne światło.
Rządzi biel. Wnętrza są minimalistyczne, ale ich geometria nie jest wcale prosta. Dzięki temu zabawa światłem jeszcze bardziej się uwydatnia:
I tą nieskazitelną biel znajdziemy także w ogrodzie:
Ten budynek to zjawisko. Ciężko nazwać go po prostu domem. Ale nim także jest, nawet przede wszystkim!
Miłego wieczoru.
zdjęcia: Tim van de Velde
p.s. gdyby ktoś jednak szukał rzutów: http://www.designboom.com/architecture/bassam-el-okeily-narrow-house/
5 listopada 2014 at 21:26
Podziwiam, bo trudno tego nie robić. Koncepcja, wykorzystanie możliwości artystycznych i jeszcze do tego da sie w tym mieszkać. Niezwykłe 🙂 , ale… Ja bym w tym domu uschła psychicznie. Sterylność nie jest, przynajmniej dla mnie, odpowiednia do życia. Potrzebuję przytulności. To zresztą mój problem dotyczący większości nowoczesnych minimalistycznych wnętrz. Piękne są, jednak odpadają dla mnie jako miejsca do życia.
Piękne, ale to jak w muzeum 🙁
5 listopada 2014 at 21:52
Oczywiście, że nie każdemu musi się to podobać i nie każdy chciałby/potrafiłby tak mieszkać, ale to ostatnie zdanie jest bardzo krzywdzące.
5 listopada 2014 at 22:07
Trochę mnie zatkała widoczna niesamowita odwaga architekta w ramach protestu wobec szarej rzeczywistości, taki wąski a rozpycha się urokiem na całą szerokość ulicy, wysuwając się na pierwszy plan, nie bojąc się ze go obrzucą jajami – bo na zewnątrz to prawdziwy spektakl jednego architekta na ulicy. Ma coś w sobie z czasów popularnego objazdowego kina czy teatrów ulicznych, nie zapominając jednocześnie o cudownej grze światłem wewnątrz a tym samym na zewnątrz.
Podoba się!
9 listopada 2014 at 22:47
Bardzo spodobało mi się wyrażenie „rozpychać się urokiem”. Muszę zapamiętać 🙂
A odwagę to trzeba podziwiać u inwestora. A przy okazji i gust! Gdy kolejny raz słyszę to wyświechtane „de gustibus non est disputandum” to tak normalnie po ludzku żal mi się robi wypowiadającego te słowa.