Skąd zrodził się pomysł na nasz dom? Co wpłynęło na taki wygląd i rozplanowanie funkcji?
Przypomnę od czego wyszliśmy.
Zakupiliśmy niewielką, prawie kwadratową działkę z wjazdem od północy, z pięknym widokiem w stronę południową oraz lekkim, ale widocznym pochyleniem od drogi. Bezpośrednio obok nas sąsiadów nie było, ale podział działek sugerował, że to tylko przejściowa sytuacja.
Punktem wyjścia był ten oto widok:
Na lewo przy sprzyjającej pogodzie całkiem dobrze widać też Beskidy.
Wiedzieliśmy, że dom musi się na ten widok otworzyć, ale chcieliśmy czegoś więcej: nie chcieliśmy go całkowicie zasłonić domem. Obrócenie domu nie wchodziło w grę – stracilibyśmy najlepszy z niego widok, a po drugie: kto wiedział co nam sąsiedzi z boku pobudują? Dlatego też dom będzie się znajdował jak najbliżej drogi zasłaniając sobą strefę prywatnego ogrodu, z boków okien na sąsiadów nie planowaliśmy.
Pierwszy pomysł (jeszcze bez konsultacji z żoną) był taki, aby dom podzielić na dwie części w poziomie i zupełnie je oddzielić. Tą z funkcjami dziennymi schować pod ziemię (z powodu spadku byłaby nad ziemią od strony ogrodu), a część z sypialnią i pokojami dzieci podnieść kondygnację wyżej. Na terenie, patrząc od strony drogi, pojawiłaby się tylko komunikacja łącząca te dwie części. Samochody parkowałyby pod częścią nocną, która stanowiłaby rodzaj wiaty. Mniej więcej coś takiego:
Byłem zachwycony! Zdawałem sobie sprawę z pewnych niedogodności, ale zaślepiony swoim świetnym pomysłem już nie wyobrażałem sobie innego domu w tym miejscu. Aż do momentu, gdy nie pokazałem koncepcji współfinansującemu tę śmiałą inwestycję, czyli mojej kochanej żonie. Czekał mnie zimny prysznic. NIE i koniec. Niezbyt sobie wzięła czystość konceptu do serca. Byłem zbity z tropu do tego stopnia, że werbalnie komunikowałem się jedynie na poziomie trzylatka, czyli jedynym, co mogłem z siebie przez długi czas wydusić było „a czemu? a dlaczego? ale czemu? ale dlaczego?” Poza tym, że „mi się nie podoba” jednoznacznie przekreśliła takie pomysły jak mieszkanie pod ziemią, chodzenie dwa piętra w górę do sypialni i skrobanie szyb w samochodzie.
Po kilku dniach, kiedy dotarło do mnie, że najwybitniejszego (jak wtedy myślałem) dzieła mojego umysłu nie zrealizuję, zrozumiałem, że aby nie doszło do rozwodu, muszę wymyślić coś innego. I dobrze się stało, bo bardzo podobny pomysł został zrealizowany w trakcie realizacji naszego domu. Nawet opisywałem już go na blogu: villa Kogelhof.
Tak łatwo jednak odpuścić się nie dało. W końcu udało się dojść do kompromisu satysfakcjonującego obie strony. Zmodyfikowałem część dzienną, którą obróciłem o 90 stopni i podniosłem wyżej. Ma ona zmienny poziom podłogi, tak aby dopasować się do istniejącego terenu. Dołożyłem też garaż oddzielony od części dziennej, dzięki czemu zachowałem widok choć w części.
Konflikt został zażegnany 🙂
A tak wygląda to już dziś:
Kolejnym razem opiszę rozwiązania funkcjonalne i rozplanowanie pomieszczeń.
21 stycznia 2015 at 00:05
Czekałam na ten wpis od wakacji ! Wiesz, że zachwycam się każdym nowym zdjęciem, a teraz jak do tego dochodzi historia … Dzięki !
Jak już mi zdjęcia nie wystarczą to kiedyś się wproszę na kawę.
21 stycznia 2015 at 00:17
Zapraszam 🙂
21 stycznia 2015 at 23:15
Świetnie pasuje do zimowej scenerii.
Też czekałam, aż coś napiszesz i… nie zawiodłam się mając nadzieję, że będzie to kawałek fajnej historii niebanalnego pomysłu 🙂
22 stycznia 2015 at 23:44
Dzięki, postaram się dalej równie ciekawie o nim pisać. Chociaż pozostałe tematy nie będą tak nośne jak koncepcja…