Wracamy do najnowszych domów. Andrew Maynard jest jednym z architektów, których realizacje śledzę regularnie. Domy Australijczyka są bardzo współczesne, a jednak nie można im odmówić domowego charakteru. Mógłbym opisać tu kilka jego domów, ale wybrałem ten, który dziś zobaczyłem po raz pierwszy – Tower house.
Blacha i drewniany gont. Przedziwne zestawienie… Połączenie materiałów luksusowych i tandetnych już dawno pokazał nam Koolhaas. Ale tradycyjnych z nowoczesnymi? Bywały, na przykład kamień z cortenem. Ale zwykłej blachy i gontu? Pierwszy raz się z tym spotykam. Jestem bardzo miło zaskoczony. Ten dom z zewnątrz jest rustykalno – minimalistyczny. Niesamowity efekt…
Ale od początku. Klient zażyczył sobie przebudowy i rozbudowy starego domu, ten przestał już wystarczać małżeństwu z parą ośmioletnich bliźniaków. Życzeniem klienta było stworzenie przestrzeni, w którym współgrałaby razem ich rodzina, sztuka i natura. Powiększając dom, Maynard zastosował popularny ostatnio manewr – rozbicia pojedynczej kubatury na szereg mniejszych brył. Tak więc mimo, że powierzchnia domu podwoiła się, dom absolutnie nie przytłacza. Wręcz przeciwnie – wygląda jak szereg osobnych, malutkich budynków. To wrażenie potęguje jeszcze fakt, że te niewielkie bryły przekryte zostały dachami o kalenicach naprzemiennie prostopadłymi do siebie . Jakże to wydaje się proste 🙂
Maynard przyrównuje go nawet do Tardisa (statku kosmicznego z serialu Doktor Who): „jest mały na zewnątrz i ogromny w środku”.
Po renowacji starej części znalazły się tam dwie sypialnie, wielka łazienka oraz przestrzeń dzienna z możliwością jej podziału.
Nowa część powstała z dwóch stron. Z jednej powstał ciąg niewielkich kubatur mieszczących kuchnię z jadalnią oraz główną sypialnię (14.) z łazienką i bibliotekę. Sprytnie ukryto też niemałe patio (17.)
Z drugiej strony dobudowano tylko jeden moduł. Jeden jedyny mający dwie kondygnacje. Cóż może kryć w środku?
To królestwo bliźniaków. Dolna kondygnacja to ich miejsce pracy, gdzie mogą odrabiać lekcje. A wyżej mają trochę przestrzeni do czytania i zabawy. A podłogą jest tam… siatka!
p
Jakże im zazdroszczę!
Podejrzewam, że i wnętrza Wam przypadną do gustu. Są konsekwentne, „lekkie”, niezbyt wyidealizowane. Na pewno wygodne i praktyczne.
I na koniec podsumowanie projektanta dotyczące pracy nad tym domem. To coś, co staram się Wam uświadamiać przy każdym moim wpisie na tym blogu. Pamiętajcie o tym!
„Tower house jest wynikiem długich dyskusji o sprawach znacznie wykraczających poza pojęcie samego domu. To wynik niekończących się rozmów z ufającym, entuzjastycznie nastawionym i dopingującym klientem.”
zdjęcia: Peter Bennetts
7 marca 2015 at 07:40
„Piątka” Robert ! 😉 Lubimy tego samego architekta i też wczoraj zachwyciłam się tą rozbudową.
Druga piątka za opis – zastanawiałam się kto pierwszy pokaże ten dom – Ty czy ja ? Dzięki – czyta się go jak zwykle z największą przyjemnością !
8 marca 2015 at 21:38
Dzięki!
8 marca 2015 at 09:06
z zewnątrz nieśmiało przypomina mi domek Baby Jagi z bajki o „Jasiu i Małgosi” ale wewnętrz to dla mnie zabawa już na całego….
Gratulacje wyboru!!!!
Uwielbiam wysokość na ponad 3 metry, przypomina mi się zabawna historia z tynkarzami jak miałam 3,3m w salonie i tynkarze zabierali się do tynkowania i pytali na jaką wysokość tynkować (myśleli że będzie sufiit podwieszany) a ja odpowiedziałam – do samem góry, a oni na to -toż to stodoła wyjdzie, ha ha…
To co inwestor chce często jest nie zrozumiałe dla innych.
8 marca 2015 at 21:40
W tym wypadku u dzieci powiedzieliby „kościół wyjdzie”!
10 marca 2015 at 10:14
No w koncu cos z moich „stron”hehe,gdzies pan panie wypatrzyl takie cudo?wszedlem na ich stronke, tam az sie roi od supr prohektow!
Dzieki Skiciu, I want more!!
10 marca 2015 at 22:49
To jeszcze nie wiesz kto jest tam dobry? Ja w życiu tam nie byłem, a mam pojecie 🙂 Następny wpis specially 4U!