Wyszło słońce na kilka dni i aż się chce go więcej. Zostańmy więc jeszcze na chwilę w Australii (ukłony dla kolegi Maćka). Klimat wymarzony do płaskich dachów, a tu drugi dom z Antypodów, który opisuję, ma skośne dachy! Powtarzać we wpisach się nie lubię, więc dom od poprzedniego odmienny. Według mnie dużo bardziej australijski. Świetnie współgrający z krajobrazem i przyrodą (na co ostatnio zaczynam zwracać coraz baczniejszą uwagę).
Pięknie, prawda? Cabin 2 to rozbudowa istniejącego domu zaprojektowana przez Maddison Architects.
Nowa część została pomyślana tak, aby stanowić oddzielną, niezależną i samowystarczalną jednostkę. Mieści w sobie przestrzeń dzienną z aneksem kuchennym i jadalnią, ukrytym miejscem do pracy oraz sypialnię z łazienką na antresoli. Całość ma zaledwie 110m2.
Nowa część świetnie wpasowuje się w otaczający krajobraz. Nieregularny skośny dach/ściana opada aż do gruntu, dzięki czemu sprawia wrażenie jakby był jakąś naturalną formacją terenu powstałą w wyniku oddziaływania wiatru. Nawet jego pochylenie jest zgodne z pochyleniem otaczających drzew.
Jak to w Australii, przeszklenia i taras są po północnej stronie…
Prefabrykowana drewniana szkieletowa konstrukcja została wyeksponowana i w środku i na zewnątrz. Prawie całkowite przeszklenie północnej elewacji łączy strefę dzienną z tarasem i przyrodą.
We wnętrzu użyto zaledwie kilku materiałów: drewno, sklejka i beton. Wnętrza jednak nie są minimalistyczne. Wszędobylskie skosy, nieregularne podziały oraz przestrzenie o zróżnicowanych wysokościach i poziomach podłóg tworzą otwartą przestrzeń z ogromną ilością niepowtarzalnych zakątków, zakamarków i kącików. Mimo, że tyle się tu dzieje, wnętrze jest klarowne i nieprzegadane, ale też… przytulne (niemożliwe, że użyłem tego słowa!). Niepowtarzalny klimat tworzy dodatkowo narzucająca się wręcz przyroda i światło wpadające do wnętrza przez niezliczone przeszklenia.
Troszkę spokojniej robi się na antresoli.
Ech, co za klimat… Mógłbym mieszkać!
foto: © Will Watt
12 marca 2015 at 13:11
Dzieki raz jeszcze…te drzewa to eukaliptusy…rosna wszedzie, doslownie, piekny domek, moje ulubione materialy….mimo ze mieszkam tu 5 lat juz…ciagle sie lapie na tym ze slonce penetruje od polnocy..hehe,…..postaram sie poszukac cos z Tasmanii wartego uwagi …pozdro 🙂
15 marca 2015 at 12:39
Ostatnio lubię prowadzić dyskusje na temat jakie są obecne domy??:
czy raczej „house” (czyli wyidealizowany szał na pokaz dla znajomych i sąsiadów, typu białe skórzane kanapy, wszędobylski połysk, marmury drogie gadżety jak w muzeum i wieje już od progu chłodem zamiast zaproszeniem dla gościa… bez emocji, trochę jak żółte grobowce z czerwonym dachem i złoty dąb na oknach…)
czy „home” (czyli nasze emocje, nietuzinkowy, własny, luz, nic na siłę i pokaz, ciepły, przytulny, dużo drewna, natury, uspokajającej bieli ale i kolorów, współgrający z otoczeniem ale nie wierna kopia drogiego katalogu bez duszy, tylko oddający styl domowników i przede wszystkim zapraszający do własnego życia, bałaganu, odpoczynku, relaksu, spełnienia codziennie… ).
Mam wrażenie że domy w Australii to jednak przewaga home’ów, a przy tym i wakacje na okrągło i niezła zabawa z przestrzenią i otoczeniem.
Aż chce się w nim zamieszkać jeszcze dziś….
15 marca 2015 at 20:05
Ciekawe to, co piszesz. Projektując domy mogę powiedzieć, że nie zdarzył mi się jeszcze „house” z Twojej definicji. Chyba, że niechcący 😉 Nie generalizowałbym. Nic nie jest czarne i białe. Pamiętaj, że ludzie i ich rodziny są bardzo różni – niektórzy dobrze się czują w minimalistycznych, prostych wnętrzach – nie musi to wcale oznaczać, że budują dom na pokaz…
15 marca 2015 at 22:14
z premedytacją chciałam wywołać dyskusje bo może panuje teraz house&home?
ps. a tak na marginesie to uwielbiam minimalizm i prostotę ale do białej skórzanej kanapy sie nie dam przekonać bo ani relaks ani praktyczność, w zimie zimna i się z niej ślizgamy a w lecie przykleja się do ciała …
16 marca 2015 at 21:18
Dyskusja dwóch osób to też dyskusja 🙂
Czasem dla piękna (niektórzy nazwą to „na pokaz”) odpuszczamy praktyczność, nie sądzisz?