Wracamy do tematu współpracy z architektem. Dziś o nadzorze autorskim.
Dla porządku przypomnę wcześniejsze wpisy:
Projektowanie domu. Część 1. Jak się przygotować do rozmowy z architektem?
Projektowanie domu. Część 2. Wywiad – rozmowa z architektem.
Projektowanie domu. Część 3. Schemat funkcjonalny.
Zakres projektów także już opisałem:
Przyszła baba do architekta… Cz.1: faza przedprojektowa
Przyszła baba do architekta… Cz.2: koncepcja
Przyszła baba do architekta… Cz.3: projekt budowlany
Przyszła baba do architekta… Cz. 4. Projekt wykonawczy
Jak już pisałem wcześniej, celem współpracy inwestora i architekta jest wybudowanie domu, a nie samo stworzenie projektu. Jeśli tak, to ta współpraca powinna trwać nadal po przekazaniu projektu. Dlaczego? Bo dobry dom to efekt wzajemnej współpracy trzech stron: inwestora, projektanta i wykonawcy. Współpracy, która powinna trwać aż do zakończenia inwestycji. Podczas budowy współpraca z architektem polega na sprawowaniu przez niego nadzoru autorskiego nad realizacją. Po co to i jak to wygląda w praktyce?
Nadzór taki polega na wizytach na budowie celem jej kontroli, uzgodnień z wykonawcami szczegółów wykonania lub wprowadzenia rozwiązań zamiennych i rozwiązywania na bieżąco ewentualnych problemów, które wyniknęły podczas realizacji. Nie chodzi o błędy w dokumentacji – te projektant powinien poprawić bez żadnego dodatkowego wynagrodzenia. Nawet najlepszy architekt nie przewidzi w projekcie wszystkich sytuacji związanych z jego realizacją. Od tego właśnie jest nadzór. Minimalizuje ryzyko zgrzytania zębami po słynnym już zapewnieniu „będzie pan zadowolony…”
Zazwyczaj nadzór autorski jest określony w osobnej umowie i jest dodatkowo płatny. Należy więc wcześniej ustalić zasady, aby potem nie być niemile zaskoczonym. Można umówić się ryczałtowo na konkretną ilość wizyt projektanta na budowie, albo płacić osobno za każde wezwanie na budowę. Wszystko zależy od umowy.
Dodam, że nadzór autorski nie jest wymysłem architektów. W przypadku prawie każdej większej inwestycji budowlanej nadzory autorskie są zlecane, podobnie jest przy wnętrzach.
25 września 2015 at 14:47
Pewnie się czepiam, ale ja wytłuściłbym zdanie hasło „celem współpracy inwestora i architekta jest wybudowanie domu, a nie samo stworzenie projektu.” Mam nadzieję, że może kiedyś do inwestora dotrze, że tak jak dla niego tak i dla nas (architektów) najważniejsza jest realizacja i wszystkie konsekwencje tego procesu. A to oznacza, że proponowane rozwiązania nie są jakimiś wydumanymi rysuneczkami. To rozwiązania dedykowane właśnie jemu, dla jego lokalizacji i za jego ciężko zarobione pieniądze, których nie chcemy wydawać (inwestor zapewne też nie chce) na coś czego nie potrzebuje.
Nadzór autorski się przydaje jednak postrzeganie go jest różne. Inwestorzy będą go chcieli, ale z oczywistym dla ich postrzegania zastrzeżeniem, że powinien być za darmochę, bo Prawo Budowlane tak stanowi. Tylko jedna gwiazdeczka: nadzór to praca, a nikt nie powiedział, że praca ma być wykonana za darmo.
25 września 2015 at 19:17
Wytłuściłem. Jeszcze wyjaśnię: Prawo Budowlane nie stanowi, że nadzór powinien być za darmochę. Zapis ten wygląda tak:
Art. 20. 1. Do podstawowych obowiązków projektanta należy:
1. opracowanie projektu budowlanego (…)
7. sprawowanie nadzoru autorskiego na żądanie inwestora lub właściwego organu w zakresie:
a) stwierdzania w toku wykonywania robót budowlanych zgodności realizacji z projektem,
b) uzgadniania możliwości wprowadzenia rozwiązań zamiennych w stosunku do przewidzianych w projekcie, zgłoszonych przez kierownika budowy lub inspektora nadzoru inwestorskiego.
Nie ma nigdzie wzmianki, że nadzór jest częścią usługi projektowej. Wg tego przepisu architekt ma także obowiązek opracować projekt. Wiadomo, że nie za darmo. Inwestorowi warto jeszcze wspomnieć o tym:
Art. 21.
Projektant, w trakcie realizacji budowy, ma prawo:
2. żądania wpisem do dziennika budowy wstrzymania robót budowlanych w razie:
b. wykonywania ich niezgodnie z projektem.
25 września 2015 at 18:10
Nie jestem architektem, ale pracującym u pewnego dużego producenta systemów aluminiowych mam podobne doświadczenia. Na codzień projektuje nowe systemy, przeważnie pod indywidualne zastosowanie czy to w Polsce czy za granicą, i muszę z przykrością przyznać, że problem z nadzorem u nas jest przeogromny. Przy okazji każdej dużej realizacji (a tylko do takiej projektuje sie indywidualne rozwiązanie) wychodzimy z propozycją wizyt czy to w zakładzie produkcyjnym czy też na budowie, gdzie moglibyśmy wyjaśniej ew. niejasności i podzielić się wiedzą. Wszystkim przecież powinno zależeć, aby efekt końcowy był jak najlepszy. Jest to przecież wizytówka wszystkich zaangażowanych. Niestety nierzadko trakowany jestem jak intruz, który przyjechał się „czepiać”, czasami „wpycham się” na siłę, czasami nawet to się nie udaje. Skoro więc profesjonalne podmioty tak traktują (współ)autorów to czego wymagać od Kowalskiego? Na marginesie zaznaczę, że zupełnie inaczej wygląda to za granicą. Mam np. doświadczenia z USA, gdzie standardem jest zatrudnianie wyspecjalizowanych firm konsultingowych, które z ramienia inwestora nadzorują moją działkę. W Polsce, jeżeli ktoś taki jest zatrudniony to przeważnie jest to jednoosbowy zespół mędrców. Tam to sztab ludzi, którzy potrafią naprawdę gruntownie przetrzepać projekt, jednocześnie pozostając dalej na poziomie dialogu. Oprócz tego wszystkie branże otwarte są na sugestie / problemy pozostałych, tak aby dotrzeć do optimum. Wizyta na budowie jest czymś oczywistym, a decyzje projektantów i konstruktorów, zatwierdzone przez konsultanta/inwestora/architekta święte.
Szkoda, że tak u nas nie jest. Może z czasem się to zmieni, jakieś światełko w tunelu jest.
Pozdrowienia z Tychów ;]
9 listopada 2015 at 18:22
Małymi kroczkami, tzn m.in. tym wpisem próbuję takie rzeczy uświadamiać. Będę szczęśliwy jeśli choć paru osobom da to do myślenia 🙂
p.s. dziś na budowie wyszło, że ocieplono piwnicę aż pięciocentymetrową warstwą XPSa. Wszystko już zakopane. W projekcie było 18. „Panie, w życiu tyle nie widziałem… To nie dom pasywny!” Ech…
9 listopada 2015 at 15:30
Tylko w tym momencie pojawia się standardowa polska myśl przewodnia „zapłaciłem za projekt, to już architekt mi niepotrzebny”. Wydaje mi się, że model rozliczania za każdą wizytę jest tutaj odpowiedni, tylko jedna wizyta projektanta może trwać cały dzień, a inna wizyta 2 godziny (i znowu pojawią się komplikacje).
9 listopada 2015 at 18:24
Częściej działa maksyma wcześniej wspomniana przez Piotra, czyli że się należy za darmo jak psu buda…
A z długością wizyty to już trzeba sobie uśrednić…
14 kwietnia 2018 at 21:47
No dobra, to co do roboty ma w takim razie kierownik budowy? Czy to nie on powinien pilnować aby prace budowlane przebiegały zgodnie z projektem? U mnie sytuacja taka: architekt nie wołany przez nikogo, sam przyjeżdża na budowę, kiedy ma ochotę…popatrzy kilka minut i jedzie. Nie ma żadnych zastrzeżeń do wykonywanych prac budowlanych, chwali ekipę. Ale kasuje za swoje wizyty. Dziękuję za taki nadzór… Po co mi on w sytuacji, gdzie wszystko jest jasne i nie ma żadnych wątpliwości. Wygląda to dla mnie tak, że architekt ma gorszy okres w robocie, to sobie dorobi kilkoma wizytami na budowach. Jedna wizyta, to 350 zł!
16 kwietnia 2018 at 22:18
Taką umowę podpisałaś, że przyjeżdża kiedy chce i kasuje?
Ja zazwyczaj mam umowę, że przyjeżdzam na wezwanie. I namawiam inwestora, żeby byli wtedy wszyscy, którzy chcą coś ze mną skonsultować. Bo nieważne czy będę 30 minut czy 3 godziny, policzę tyle samo.
A jeśli zajeżdżam bez zapowiedzi, przejazdem, z ciekawości, to nikt mi za to nie płaci.
Kierownik jest oczywiście od tego, o czym piszesz. To on powinien w razie czego skontaktować się z projektantem, gdy coś np w projekcie nie gra., albo coś nie jest jasne. Ale pamiętajmy też, że w projekcie dosłownie wszystkiego się nie narysuje, a już na pewno nie w samym projekcie budowlanym, a na podstawie takiego najczęściej się buduje…